Nowy
zespół Tomasza Stańko to od razu gwiazdorska obsada. Poprzednie zespoły często
kształtowały się przy wielkim mistrzu. Tym razem jest nieco inaczej. Nie
podlega dyskusji funkcja lidera i sprawcy wszystkich muzycznych akcji w każdym
z utworów. Nie ma też wątpliwości, to w muzyce słychać, że pozostali członkowie
zespołu zapatrzeni są w swojego mistrza. Wszyscy mają jednak swoje zajęcia poza
zespołem Tomasza Stańki. Mam jednak nadzieję, że ten zespół nagra jeszcze
niejedną płytę. Thomas Morgan i Gerald Cleaver to wyśmienita sekcja, tworząca
wyśmienite trio – jeden z najlepszych obecnie zespołów z Craigiem Tabornem.
David Virelles to wyśmienity pianista, współpracujący między innymi z Chrisem
Potterem („The Sirens”), rozpoczynający też karierę solową.
Zespół
grał niedawno w Polsce, niestety nie udało mi się zobaczyć żadnego z koncertów.
Słuchałem jednak Tomasza Stańko pewnie kilkadziesiąt razy na żywo i wyobrażam
sobie, że również tym razem było wyśmienicie. Nie ujmując nic poprzednim
składom muzyków towarzyszących Tomaszowi Stańko, ten jest najlepszy od lat.
Amerykańscy muzycy w niezwykły sposób potrafią dopasować się do unikalnego
stylu lidera. Pewnie tak było na koncertach. Tak jest też na płycie, choć od
razu muszę zaznaczyć, że ten album nie jest jakiś szczególnie wybitny. Uważam,
że jest płytą zmarnowanych możliwości. No i jest za długi. Gdyby był krótszy o
jedną płytę byłby lepszy. Wcale nie dlatego, że są na nim jakieś ewidentne
wpadki. Są jednak słabsze momenty. Przede wszystkim jednak mam wrażenie, że
neo-bopowa sekcja i genialny w swojej różnorodności pianista grają gdzieś obok
wielkiego lidera. Improwizacje Tomasza Stańki są wyśmienite. Od lat jednak wolę
słuchać go na koncertach. Mniej więcej od czasów „Litanii”, a to już wiele lat.
Mam wrażenie, że Tomaszowi Stańko jest zwyczajnie za ciasno w ECM, który mimo,
że jest wytwórnią o wielkim znaczeniu dla całego środowiska narzuca jednak
pewien rodzaj stylistyki, słynny ECM Sound. Chciałbym usłyszeć Tomasza Stańko w
nieco bardziej żywiołowym wcieleniu. Takim, jak na koncertach, podobno nawet
dostępnych w postaci nieoficjalnych nagrań, które jednak do mnie nie dotarły.
Takiego koncertu jednak chyba ECM nie wyda. To nie pasowałoby do ich katalogu.
Tomasz
Stańko, to nie tylko wielki liryk, improwizator i wyśmienity kompozytor. To
także, a może przede wszystkim wybitnie dyskretny lider zespołu, pozostawiający
wiele miejsca dla jego członków, przede wszystkim wybitnego i kompletnego,
całkiem niedawno zupełnie nieznanego pianisty – Davida Virellesa. W tym właśnie
leży cały problem „Wisławy”. Jeśli musi mieć dwie płyty – to ja poproszę zestaw
przygotowany nieco inaczej – na jednym krążku Tomasza Stańko solo, na drugim
genialne fortepianowe trio bez trąbki.
Wiem,
że Tomasza Stańko należy u nas wielbić. Dla mnie też jest muzykiem absolutnie
fenomenalnym. Nie gra dźwięków pozbawionych sensu, chyba nigdy takich nie
zagrał. Ja jednak wolę Freelectronic, „Litanię” i inne albumy na których
odnajduję równowagę. Nie oznacza to, że przekreślam szanse Tomasz Stańko New
York Quartet. Wcale nie. Ten zespół może nagrać wybitne neo-bopowe albumy. Ale
powinien to zrobić w całości w USA, z amerykańskim producentem i pewnie wydać w
innej wytwórni.
Jeśli
ktoś nie słyszał dotąd Tomasza Stańko – w USA to jest ciągle możliwe, może też
w paru innych krajach na świecie z dala od Europy, to „Wisława” będzie dla
niego objawieniem. Ja wiem, że można lepiej i to jest mój problem z tym
albumem, wraz z poczuciem niewykorzystanej okazji współpracy z wybitnymi
muzykami.
Tomasz
Stańko New York Quartet
Wisława
Format:
2CD
Wytwórnia:
ECM
Numer:
602537137725
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz