Podsumowanie w
krótkim tekście muzycznej biografii Tomasza Stańko jest w zasadzie zadaniem
niewykonalnym, sztuką wybierania tego, co trzeba pominąć. Zainteresowanych
wersją dłuższą z radością odsyłam do doskonałej biografii, a właściwie
autobiograficznego wywiadu Rafała Księżyka – ciągle dostępnej i kilka już razy
wznawianej przez Wydawnictwo Literackie książki „Desperado”. Przy okazji mały
apel – uważam, że warto książkę przetłumaczyć na angielski, moim zdaniem w
Nowym Jorku znajdzie sporą rzeszę czytelników, a ja mógłbym pochwalić się, że i
moje nazwisko jako autora kilku zdjęć w tej książce pojawi się na półkach
księgarni w centrum jazzowego świata.
Tomasz Stańko jest
chyba najbardziej znanym w świecie polskim skrzypkiem, który nie grał jazzu na
skrzypcach. Oczywiście to rodzaj żartu, choć prawdą jest, że Polski jazz za
granicą składa się ze skrzypków i Tomasza Stańko, który zaczynał swoją muzyczną
przygodę od skrzypiec, które w końcówce lat czterdziestych były jednym z
najpopularniejszych instrumentów w klasycznej dziecięcej muzycznej edukacji.
Jest również jedną z licznych „ofiar” pamiętnej wizyty Dave Brubecka w Polsce w
1958 roku. Młody muzyk już wcześniej porzucił skrzypce na rzecz trąbki, którą
studiował w średniej szkole muzycznej w Krakowie i później w krakowskiej
Akademii Muzycznej.
Jego pierwszym
jazzowym zespołem było krakowskie Jazz Darrings z Jackiem Ostaszewskim i
Wiktorem Perelemutterem a także rozpoczynającym wtedy karierę Adamem
Makowiczem. Kiedy ten ostatni odszedł do grupy prowadzonej przez Andrzeja
Kurylewicza, Stańko pod wpływem pozbawionego fortepianu zespołu Ornette
Colemana zamiast kolejnego pianisty wybrał do zespołu Janusza Muniaka. Zespół
Jazz Darrings był w początkach lat sześćdziesiątych wymieniany przez Joachima
Ernsta-Berendta za jeden z najbardziej innowacyjnych jazzowych zespołów
europejskich, porównywalnych jedynie do twórczości niemieckiej awangardy.
Trębacza zespołu Colemana – Dona Cherry Stańko miał spotkać na scenie po raz
pierwszy w 1964 roku, kiedy grał z Komedą w Kopenhadze.
Nie wiem jak
młodemu trębaczowi, który niedawno właśnie skończył dwadzieścia lat i ciągle
studiował trąbkę w Akademii w Krakowie udawało się łączyć rozwój własnego
zespołu z grą w formacji Andrzeja Trzaskowskiego i grupie Krzysztofa Komedy. W
tym czasie zaczął również pisać muzykę użytkową dla filmu i teatru. Sporo jak
na studenta Akademii, którą skończył w 1969 roku.
Kiedy uzyskał
dyplom był już jedną z najważniejszych postaci polskiego i europejskiego jazzu.
Wejście na poziom światowy miało mu zająć jedynie kilka kolejnych lat. W 1965
roku nagrał z Komedą „Astigmatic” i „The Andrzej Trzaskowki Quintet”.
Najwcześniejsze dostępne dziś nagranie z udziałem Tomasza Stańko, to chyba
koncert z Jazz Jamboree z 1963 roku z Krzysztofem Komedą, który dostępny jest w
różnych postaciach w dyskografii Komedy. Do zespołu Komedy Stańkę polecił
podobno Michał Urbaniak. To jednak „Astigmatic” jest dziś jedną z
najważniejszych polskich płyt jazzowych wszechczasów i istotnym elementem
dyskografii Tomasza Stańko. Życie narysowało okrutny scenariusz – kiedy 5 lat
po nagraniu „Astigmatic” Stańko nagrał pierwszy swój autorski album – musiał
być wspomnieniem po nieżyjącym już Komedzie. W ten sposób powstała płyta „Music
For K”. Komedę miał Stańko później wspominać wiele razy, między innymi za
sprawą albumów „We’ll Remember Komeda” z 1972 roku i „Litania” z 1997. Ten
pierwszy album – dzieło zespołowe, w zależności od źródła, pojawia się w
dyskografii Stańki, Seiferta lub Michała Urbaniaka, a często w zestawieniu
nagrań Stańki jest pomijany.
Rok po nagraniu
„Music For K” na jednym z niemieckich festiwali Stańko zagrał z Krzysztofem
Pendereckim i Donem Cherry. Już wtedy miał status europejskiej gwiazdy. W 1974
roku nagrał „TWET”, według mnie jedną ze swoich najlepszych płyt, przynajmniej
tych wczesnych. To fantastyczny album, podobnie jak większość materiału
nagranego wiele lat później dla ECM, jednak kiedy zapytacie o moją ulubioną
płytę Tomasza Stańko, zawsze odpowiem, że to „Switzerland” z 1987 roku z
festiwalu w Montreux, wydawana czasem pod tytułem „The Montreux Performance”.
Ten album jest połączeniem niezwykłej ekspresji grającego free Tomasza Stańko z
najlepszym na świecie wykorzystaniem brzmienia Yamahy DX7 (Janusz Skowron),
basem Witolda Szczurka i eksperymentalnymi dźwiękami Tadeusza Sudnika.
Uwielbiam patrzeć na miny tych okazjonalnych słuchaczy jazzu, którzy Stańkę
kojarzą z „Litania”, lub „Wisławą”, słyszących po raz pierwszy „Switzerland”,
„TWET” lub „Purple Sun”. Tomasz Stańko grał muzykę przeróżną, miał jednak niesłychany
dar, który sprawiał, że już po paru nutach od razu wiem, że to jego trąbka.
Znam trzech takich trębaczy – Tomasz Stańko, Clifford Brown i Miles Davis.
W 1975 roku
Stańko z Tomaszem Szukalskim, Edwardem Vesalą i Dave Hollandem nagrał
„Balladynę” dla ECM, swoją pierwszą płytę zauważoną i docenioną w USA. To
właśnie ten album, pierwszy i na wiele lat jedyny nagrany dla ECM stał się na
lata jego międzynarodową wizytówką. Do ECM Stańkę ściągnął Vesala, muzycy sporo
razem nagrywali i przyjaźnili się. Dave Holland wtedy już od kilku lat nagrywał
dla Manfreda Eichera i był logicznym wyborem.
Lata
osiemdziesiąte Stańko otworzył nagraniem jednej z najbardziej dziś
poszukiwanych polskich płyt – osiągającym astronomiczne ceny albumem „Music
From Taj Mahal And Karla Caves” – będącym efektem podróży do Indii. Później
były eksperymenty ze Sławomirem Kulpowiczem i Apostolisem Anthimosem, a także
moja ulubiona, równie niespodziewana „Switzerland”.
Kilka innych
albumów Tomasza Stańko z lat osiemdziesiątych jest również trudno dostępnych.
Wtedy szybko powstawały i równie szybko znikały przeróżne polonijne wytwórnie,
których archiwa nie są dziś osiągalne. Do ECM Stańko wrócił w doskonałej formie
dopiero w 1995 roku za sprawą albumu „Matka Joanna”. Od tego momentu nagrywał
już niemal wyłącznie dla tej wytwórni, za wyjątkiem kilku albumów z muzyką
filmową i gościnnych występów na płytach polskich artystów. Mimo faktu, że
większość dorobku nagraniowego Tomasza Stańki to jego własne kompozycje, ma na
swoim koncie całkiem sporo przeróżnych gościnnych występów, nie tylko na
płytach jazzowych. Wystarczy wspomnieć album „O!” zespołu Maanam, piękne
solówki na płycie „Barefoot” Anny Marii Jopek, czy album improwizowany nagrany
wspólnie z czytająca własne wiersze Wisławą Szymborską.
Pierwszy wielki
skład Stańki w ECM tworzyli Bobo Stenson, Anders Jormin i Tony Oxley. Później
powstał słynny, znany dziś na całym świecie nie tylko dzięki nagraniom ze
Stańką, ale również swoim własnym kwartet z młodymi w momencie powstania (około
1994 roku) polskimi muzykami – Marcinem Wasilewskim, Sławomirem Kurkiewiczem i
Michałem Miśkiewiczem. Stańko wprowadził młodych muzyków na światowe jazzowe
salony. Kiedy byli gotowi do samodzielnej kariery, zmontował sobie nowe zespoły,
żeby nagrywać kolejne płyty dla ECM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz