Joni Mitchell
to artystka jedyna w swoim rodzaju. Jej twórczość w zasadzie nie daje się
zakwalifikować do żadnego gatunku muzycznego. Jednak jej związki z jazzem są
niepodważalne. W jej jazzowych zespołach w latach siedemdziesiątych grali
między innymi Jaco Pastorius, Don Alias, Wayne Shorter, Airto Moreira, Larry
Carlton, Phil Woods, John McLaughlin, Gerry Mulligan, Tony Williams, Jan
Hammer, Stanley Clarke, Pat Metheny, Lyle Mays, Michael Brecker, Mark Isham,
Manolo Badrena i Alex Acuna. Lista równie długa, co znakomita.
Jeden z jej
najlepszych albumów poświęcony jest w całości muzyce Charlesa Mingusa –
„Mingus” wydany w 1979 roku – powstał w składzie najlepszym z możliwych w owym
czasie. Zespół towarzyszący wokalistce, która napisała teksty do utworów Mingusa
stworzyli Phil Woods, Gerry Mulligan, John McLaughlin, Jan Hammer, Stanley
Clarke i Tony Williams. W sumie żaden z nich nie był specjalnie związany z
muzyką Mingusa, podobnie jak sama Joni Mitchell, jednak powstał album wybitny.
Joni Mitchell
to przede wszystkim poetka i całkiem uzdolniona malarka, na scenie zawsze
jednak była niezwykle sprawną wokalistką, czasem sięgała po gitarę. Niestety w
związku z przewlekłą chorobą nie była w stanie uczestniczyć w muzycznej
celebracji swoich 75 urodzin, pewnie też nie doczekamy się już jej nowego
materiału, jednak kolejny album z nagraniami jej utworów – tym razem w wersji z
urodzinowego koncertu przypomina, jak wiele ważnych i ciekawych kompozycji
stworzyła.
Jak zwykle w
takim przypadku spotkało się wiele muzycznych indywidualności, część nagrań
wypadło wręcz rewelacyjnie, inne są co najmniej poprawne. Doskonale sprawdził
się zespół towarzyszący wokalistkom i wokalistom, w składzie którego znaleźli
się również muzycy o wieloletniej historii współpracy z samą Joni Mitchell –
rewelacyjny jak zwykle Brian Blade, pianista Jon Cowherd i pełniąca również w
kilku utworach funkcję solistki Chaka Khan.
Dziś prezentuję
płytę CD, choć wiem, że na szykowanym do wydania w Europie krążku z nagraniem
video jest więcej materiału, w tym również dodatkowe nagrania tych, którzy
wypadki najlepiej. Wzruszające wspomnienie zafundował sobie i pewnie
słuchającej w domowym zaciszu jubilatce Graham Nash, dawny kochanek Joni
Mitchell, który swoją własną kompozycją „Our House” przypomniał czas, kiedy
mieszkali razem w Laurel Canyon w okolicach Los Angeles. Cała reszta zawartości
muzycznej krążka audio, i przypuszczam również, że filmu, który w niektórych
krajach (niestety chyba w Polsce nie doczekamy się seansów kinowych) pojawia
się na dużym ekranie to kompozycje jubilatki, te najbardziej znane i inne,
nieco już zapomniane.
Wśród tych,
których wykonania zapamiętam na dłużej i będę przypominał w moich audycjach
będzie z pewnością niezwykłe wykonanie „Amelii” przed Dianę Krall. Już jedynie
dla tej piosenki warto kupić całą płytę. W wersji filmowej Diana Krall śpiewa
jeszcze podobno „For The Roses” – nie mogę się doczekać tego wydania.
Zapamiętam też przejmujący wokal Krisa Kristoffersona, który jest niemal 10 lat
starszy od bohaterki wydarzenia, a jego głos przypomina mi niezwykle męski i
pewny, choć obiektywnie słaby sposób śpiewania Johnny Casha z jego ostatnich
płyt (seria „American Recordings”). Całkiem nieźle wypadła również Norah Jones,
o której kolejny już raz muszę napisać, że to artystka genialnie przygotowująca
kilka piosenek, ale ciągle nie potrafiąca udźwignąć zadania nagrania dobrej
płyty solowej. Rewelacyjnie jak zwykle zaprezentowała swoje wykonania Chaka
Khan, a całość ubarwił charakterystycznym tonem trąbki Ambrose Akinmusire.
Album, co
oczywiste, ma lepsze i nieco słabsze momenty, ale w takich sytuacjach nie może
być inaczej. Warto jednak po niego sięgnąć, bowiem zawiera muzykę niezwykłej
artystki i jeśli fani Seala, Diany Krall czy Nory Jones po wysłuchaniu tego
albumu zainteresują się nagraniami Joni Mitchell, to można będzie uznać, że
robota została należycie wykonana.
Various Artists
Joni 75: A Birthday Celebration
Format: CD
Wytwórnia: Decca / Verve / Universal
Numer: 602577427473
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz