Rok
2017 był muzycznie całkiem niezły. Wybór płyty roku był dla mnie jednak
oczywisty. Ten rok zachowam w pamięci jako czas, w którym ukazała się zupełnie
niezwykła płyta Krzysztofa Herdzina „Look Inward: Solo Piano”. Krzysztof
wyprzedził całą swoją ubiegłoroczną konkurencję w imponujący sposób. Jego album
jest przedstawicielem gatunku niezwykle rzadkiego, to muzyka płynąca z serca,
niezwykle prawdziwa i osobista. Absolutnie bezkonkurencyjna, powracająca do
mojego odtwarzacza niezwykle często. Przy okazji mały apel – to album
zasługujący na analogowe wydanie, czego się domagam.
Chciałbym
jednak, żebyście nie zapominali o innych płytach, które prezentowałem Wam w
2017 roku na antenie RadioJAZZ.FM w cyklu Płyta Tygodnia, którym dowodzę już
niemal 7 lat. Ostatnie 12 miesięcy przywróciło mi, nieco nadszarpniętą wiarę w
dobrą pokoleniową zmianę na polskim rynku muzyki improwizowanej. Kiedy
układałem listę kandydatów do drugiego miejsca wśród płyt wydanych w 2017 roku,
kartka szybko wypełniła się tytułami przygotowanymi przez polskich muzyków,
którzy dopiero rozpoczynają swoją muzyczną karierę. Chciałbym przypomnieć Wam o
tych albumach i po raz kolejny namówić Was do poświęcenia tym płytom kilku
chwil i paru groszy z domowych budżetów. Król w roku 2017 był tylko jeden,
pozostałym albumom nie potrafię przyporządkować jakiś konkretnych miejsc. To
zresztą nie lista przebojów, ale moja osobista, zupełnie subiektywna lista płyt
wartych wszystkich pieniędzy, jakie możecie przeznaczyć na ich
zakup.
Marcin Łosik
Trio – „Emotional Phrasing” – z pewnym opóźnieniem album dotarł do mnie, a
zupełnie niesamowity materiał muzyczny zawarty na tej płycie sprawił, że muzykę
Marcina Łosika porównywałem do dojrzałych dokonań jednego z największych
jazzowych pianistów wszechczasów – Dave Brubecka. Album ukazał się w Stanach
Zjednoczonych nakładem wytwórni Dot Time. Internet jednak dociera wszędzie.
Kupcie ten album koniecznie. Marcin Łosik zrobi wielką światową karierę. W
pełni na to zasługuje.
Kuba Płużek
Quartet – „Froots” – Kuba Płużek zaskoczył mnie po raz kolejny niezwykle
dojrzałą, w pełni autorską płytą. Okazało się, że jest nie tylko niezwykłym
pianistą i kompozytorem, ale też doskonałym liderem zespołu. Czekam
niecierpliwie na kolejne nagrania i okazję do posłuchania Kuby na żywo.
Krzysztof Dys
Trio - „Toys” – kolejny ważny album 2017 roku – odważna i niezwykle udana próba
zmierzenia się z wielkimi jazzowymi kompozycjami. Krzysztof Dys w towarzystwie
Andrzeja Święsa i Krzysztofa Szmańdy doskonale poradzili sobie z takimi
klasykami jak między innymi „Giant Steps”, „Criss Cross” i „The Sorcerer”. Fantastyczny
album, zupełnie zaskakujący w katalogu ForTune.
Atom
String Quartet - „Seifert” – tego albumu obawiałem się, bowiem pomysł na
nagranie kompozycji Zbigniewa Seiferta wydawał się raczej karkołomny, bowiem
większość z nich jest nierozerwalnie związana z improwizacjami kompozytora,
które nie mają sobie równych w świecie jazzowych skrzypiec. Jednak muzycy Atom
String Quartet nie starali się naśladować wielkiego mistrza, potraktowali jego
kompozycje jako źródło inspiracji do przedstawienia własnej muzyki, co udało
się doskonale.
Warto również
wspomnieć o propozycjach zagranicznych, które w 2017 roku pojawiły się w
audycji Płyta Tygodnia i które pozostaną częścią mojej muzycznej pamięci na
długo. Kameralny album nagrany przez rodzinny duet Ulfa i Eric’ka Wakeniusów -
„Father And Son”, z pewnością jest jednym z nich. Inspirowana muzyką filmową,
kameralna, nastrojowa propozycja jest przykładem na to, że wystarczy mieć
historię do opowiedzenia, nie trzeba nowoczesnej technologii i wielkiego studia
oraz sporych pieniędzy na produkcję. To zresztą sytuacja podobna do historii
powstania albumu zwycięzcy zestawienia premier 2017 roku – Krzysztofa Herdzina.
Muzycy, emocje, wrażliwość i instrumenty, które są środkiem ich wyrazu. Skromnie,
rzeczowo i od serca.
Wśród
pozycji zagranicznych chciałbym wyróżnić również album Charlesa Lloyda i
zespołu The Marvels - „I Long To See You”. Jak pisałem – ten album to mieszanka
amerykańskich klasyków i buddyjskiej medytacji w najlepszym możliwym wykonaniu.
Jeśli ten album umknął Waszej uwadze – polecam go serdecznie. Wiem, że z
recenzją tego albumu trochę się spóźniłem, ale nie zmienia to w żaden sposób
tego, że album jest doskonały i nieco zaskakujący w kontekście całej
dyskografii Charlesa Lloyda.
Zwycięzcą
jednak pozostaje Krzysztof Herdzin i jego „Look Inward: Solo Piano”. Tekst,
który towarzyszył radiowej Płycie Tygodnia uważam za kompletny:
Drogi
Krzysztofie,
Dziękuję
za to, że powstał Twój najnowszy album. W natłoku przeróżnych jazzowych nowości
opakowanych w krzykliwe okładki, to właśnie „Look Inward” przywrócił mi wiarę w
prawdziwą muzykę, a także w istnienie artystów, którzy robią rzecz
najtrudniejszą z możliwych – dzielą się ze słuchaczami swoim światem.
Trudno
odnaleźć mi w pamięci ostatnie wydarzenie tego rodzaju, moment, w którym od
pierwszych dźwięków byłem pewien, że ktokolwiek gości w moim domu razem ze
swoim muzycznym światem, wszystkimi emocjami, radościami i odrobiną
melancholii. Wiem, że jesteś człowiekiem spełnionym, szczęśliwym, akceptującym
siebie. Bez tego nie nagrałbyś takiej muzyki.
Oczywiście
potrzebny jest jeszcze warsztat, wyobraźnia, muzykalność, dobry fortepian,
studio i parę innych, często trudnych do zorganizowania i sfinansowania spraw,
ale to wszystko jest zupełnie niepotrzebne, jeśli nie ma się nic ciekawego do
powiedzenia.
Pomimo
ułomności studyjnej rejestracji, która zawsze jest zapisem chwili, która już
dawno minęła w momencie, kiedy album trafia do odbiorców, wiem, że oto wraz z
Twoim najnowszym nagraniem otrzymujemy odrobinę prawdy, a to dziś niezwykle
rzadkie. Wiem też, że niewielu pozna się na takiej wybitnie bezpośredniej
formie przekazu. Być może usłyszysz głosy, że to zbyt proste i nieco
nonszalanckie wierzyć, że możesz oto usiąść do fortepianu i zagrać coś zupełnie
z głowy, a raczej z serca, choć to kwestia bardziej światopoglądowa i uwieść
słuchaczy.
Pewnie
ktoś napisze, że Krzysztof Herdzin jest wybitnym aranżerem i producentem i
szkoda, że tych talentów nie wykorzystał na swoim najnowszym albumie, albo że
mógł ktoś zaśpiewać i powstałby kolejny przebój. Ja wiem, że jesteś kimś
więcej, Artystą, człowiekiem, który nie boi się pokazać całemu światu swojego
własnego wnętrza.
Ten
przekaz dotrze do tych, jak słusznie zauważyłeś w skromnym tekście opisującym
zawartość albumu, którzy nadają na tej samej fali. To ja. Mam też nadzieję, że
takich słuchaczy jest więcej, im więcej tym świat lepszy, spokojniejszy i
szczęśliwszy.
Chciałbym
więcej takiej muzyki, ale nie czuj się proszę zmuszany moim pragnieniem ani
jakimś kontraktem promocyjnym. Opowiadaj nam o swoim życiu wtedy, kiedy
poczujesz taką potrzebę, a ja z pewnością zawsze chętnie tej opowieści
wysłucham.
„Look
Inward” brzmi tak, jak jego niezwykle trafny tytuł, jest bezpośredni,
zwyczajnie piękny. To najlepsza płyta jaką nagrałeś, wiem jednak że kolejna
będzie jeszcze ciekawsza, tak jak każda z tych produkcji, przy okazji których
porzucasz całkowicie myślenie o sprzedaży, grupie docelowej, pozycji na rynku,
kontraktach i możliwościach grania promocyjnych koncertów.
„Look
Inward” to zapis chwili. Już nigdy nie zagrasz tak samo, nigdy nie powtórzy się
tamten dzień, kiedy powstał album. Ośmielam się jednak prosić, żebyś w natłoku
przeróżnych muzycznych zajęć, produkcji, aranżacji i komponowania, znalazł
jeszcze czasem czas i opowiedział tym co nadają na podobnych falach, co u
ciebie słychać…
Krzysztof
Herdzin
Look Inward: Solo Piano
Format: CD
Wytwórnia: Krzysztof Herdzin / Fusion Music
/ Universal
Numer:
602557947120
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz