Ta płyta to muzyczna rewolucja. Niewątpliwie
podzieliła jazzowy świat. Dla jednych to objawienie, nawet do dziś. Dla innych
to zupełnie bezsensowny hałas. Dla wielu to raczej nie jest jazz.
Dla tych pierwszych to coś, od
czego wszystko się zaczęło. Jazz-rockowa rewolucja. Wszystko co później nagrały
tak sławne zespołu jak The Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Shakti, czy
muzycy tacy jak Carlos Santana, Frank Zappa i wielu innych nie powstałoby,
gdyby Miles Davis nie nagrał „Bitches Brew”.
Ci, którzy nie odnajdują w niej
sensu, kiedyś go odnajdą. Też do nich należałem. Oczywiście nie słucham tej
płyty do snu. Zresztą ja niczego nie słucham do snu. Walczę, czasem jak lew z
muzyką, która nas otacza. Poświęcajcie muzyce czas. W całości. Nie słuchajcie
przy okazji. Nie czytajcie słuchając muzyki. Nie nastawiajcie ulubionej muzyki
w czasie gotowania. Szanujcie swoje uszy. Szanujcie też swoich ulubionych
wykonawców. Poświęcajcie im całą swoją uwagę… Jeśli w ten sposób w skupieniu
posłuchacie „Bitches Brrew”, usłyszycie, że to płyta wybitna. Może nie będzie
Waszą ulubioną, ale i tak będzie wybitną. Nie tylko dlatego, że od niej się
zaczęło.
Ta płyta to dzieło zbiorowe,
muzycy pojawiali się w studio i znikali, niektórzy zagrali sporo, inni jedynie
kilka dźwięków. Ta płyta nie powinna być firmowana jedynie przez Milesa Davisa.
To płyta duetu – Miles Davis i Teo Macero, producenta, który był w swoim czasie
mistrzem nożyczek służących do cięcia taśmy. To on wykreował nie tylko
brzmienie albumu, połączył również w całość skrawki wyimprowizowane w studiu
przez muzyków, często łącząc w całość dźwięki zagrane przez ludzi, którzy nawet
w studio się nie spotkali.
Album możecie kupić w wielu
różnych wersjach. To też dowodzi jego popularności. Jeśli pojawiają się nowe,
udoskonalone edycje, to znaczy, że wciąż są nowi fani, a ci, którzy znają
nagrania Milesa Davisa z lat siedemdziesiątych chcą dostać coś nowego i gotowi
są wydać po raz kolejny pieniądze na „prawie to samo”.
Wersja minimalistyczna – to
japońska reedycja cyfrowa - SRCS 9118-9 – dwupłytowy album CD w okładce
imitującej oryginalny album. Oferuje dobry dźwięk i przyzwoitą cenę, jeśli uda
się gdzieś to mające już ponad 15 lat wydanie z serii Master Sound odnaleźć.
Wersja maksymalna, choć mająca
sporo wad, to „Bitches Brew: 40th Anniversary Collector’s Edition” – pokaźny,
mieszczący płyty analogowe box wydany przez Sony na 40 lecie premiery albumu.
Zawiera 2 płyty CD – dźwiękowo całkiem dobre, choć ja wolę wspomnianą już
edycję japońską, oferuje z pozoru nieco mniejklarowny, ale bardziej analogowy,
umieszczony w klimacie swojej epoki dźwięk. Ponadto dostajemy 2 płyty
analogowe, podobno zremasterowane, na 180 gramowym winylu umieszczone w replice
oryginalnej okładki z grubego papieru, bez wewnętrznych kopert – zbrodnia, choć
nawet nowe i mało porysowane od wkładania na swoje miejsce nie brzmią
najlepiej. Esencją tego wydania są dodatki – płyta CD z wybitnym koncertem z
Tanglewood (Miles Davis, Keith Jarrett, Chick Corea, Dave Holland, Jack
DeJohnette, Airto Moreira i Gary Bartz) i równie rewelacyjny materiał video z
koncertu z Kopenhagi z 1969 roku (Miles Davis, Wayne Shorter, Chick Corea, Dave
Holland, Jack DeJohnette). No i jeszcze kilka gadżetów i ładnie wydany album ze
zdjęciami.
O tym albumie pisałem już:
Wersja maksymalnie muzyczna to „The
Complete Bitches Brew Sessions”, najlepiej w wersji amerykańskiej – 4 płyty CD
w serii z metalowym grzbietem. To całość muzyki z sesji zorganizowanych w celu
nagrania Bitches Brew. Według archiwów wytwórni, fragmenty tych sesji
wykorzystano również między innymi na „Live/Evil”, „Big Fun” i promocyjnych
singlach (takie się wtedy ukazywały…). Jest też wiele muzyki wcześniej
niepublikowanej, równie dobrej jak ta na „Bitches Brew”.
Przygotujcie się na ścianę
dźwięków. Znajdzcie w niej sens. To album wybitny, chcecie, tego, czy nie…
Miles
Davis
Bitches
Brew
Format:
2CD
Wytwórnia:
Columbia / Sony
Numer:
SRCS 9118-9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz