05 września 2012

Miles Davis – Bitches Brew


Ta płyta to muzyczna rewolucja. Niewątpliwie podzieliła jazzowy świat. Dla jednych to objawienie, nawet do dziś. Dla innych to zupełnie bezsensowny hałas. Dla wielu to raczej nie jest jazz.

Dla tych pierwszych to coś, od czego wszystko się zaczęło. Jazz-rockowa rewolucja. Wszystko co później nagrały tak sławne zespołu jak The Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Shakti, czy muzycy tacy jak Carlos Santana, Frank Zappa i wielu innych nie powstałoby, gdyby Miles Davis nie nagrał „Bitches Brew”.

Ci, którzy nie odnajdują w niej sensu, kiedyś go odnajdą. Też do nich należałem. Oczywiście nie słucham tej płyty do snu. Zresztą ja niczego nie słucham do snu. Walczę, czasem jak lew z muzyką, która nas otacza. Poświęcajcie muzyce czas. W całości. Nie słuchajcie przy okazji. Nie czytajcie słuchając muzyki. Nie nastawiajcie ulubionej muzyki w czasie gotowania. Szanujcie swoje uszy. Szanujcie też swoich ulubionych wykonawców. Poświęcajcie im całą swoją uwagę… Jeśli w ten sposób w skupieniu posłuchacie „Bitches Brrew”, usłyszycie, że to płyta wybitna. Może nie będzie Waszą ulubioną, ale i tak będzie wybitną. Nie tylko dlatego, że od niej się zaczęło.

Ta płyta to dzieło zbiorowe, muzycy pojawiali się w studio i znikali, niektórzy zagrali sporo, inni jedynie kilka dźwięków. Ta płyta nie powinna być firmowana jedynie przez Milesa Davisa. To płyta duetu – Miles Davis i Teo Macero, producenta, który był w swoim czasie mistrzem nożyczek służących do cięcia taśmy. To on wykreował nie tylko brzmienie albumu, połączył również w całość skrawki wyimprowizowane w studiu przez muzyków, często łącząc w całość dźwięki zagrane przez ludzi, którzy nawet w studio się nie spotkali.

Album możecie kupić w wielu różnych wersjach. To też dowodzi jego popularności. Jeśli pojawiają się nowe, udoskonalone edycje, to znaczy, że wciąż są nowi fani, a ci, którzy znają nagrania Milesa Davisa z lat siedemdziesiątych chcą dostać coś nowego i gotowi są wydać po raz kolejny pieniądze na „prawie to samo”.

Wersja minimalistyczna – to japońska reedycja cyfrowa - SRCS 9118-9 – dwupłytowy album CD w okładce imitującej oryginalny album. Oferuje dobry dźwięk i przyzwoitą cenę, jeśli uda się gdzieś to mające już ponad 15 lat wydanie z serii Master Sound odnaleźć.

Wersja maksymalna, choć mająca sporo wad, to „Bitches Brew: 40th Anniversary Collector’s Edition” – pokaźny, mieszczący płyty analogowe box wydany przez Sony na 40 lecie premiery albumu. Zawiera 2 płyty CD – dźwiękowo całkiem dobre, choć ja wolę wspomnianą już edycję japońską, oferuje z pozoru nieco mniejklarowny, ale bardziej analogowy, umieszczony w klimacie swojej epoki dźwięk. Ponadto dostajemy 2 płyty analogowe, podobno zremasterowane, na 180 gramowym winylu umieszczone w replice oryginalnej okładki z grubego papieru, bez wewnętrznych kopert – zbrodnia, choć nawet nowe i mało porysowane od wkładania na swoje miejsce nie brzmią najlepiej. Esencją tego wydania są dodatki – płyta CD z wybitnym koncertem z Tanglewood (Miles Davis, Keith Jarrett, Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette, Airto Moreira i Gary Bartz) i równie rewelacyjny materiał video z koncertu z Kopenhagi z 1969 roku (Miles Davis, Wayne Shorter, Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette). No i jeszcze kilka gadżetów i ładnie wydany album ze zdjęciami.

O tym albumie pisałem już:

Wersja maksymalnie muzyczna to „The Complete Bitches Brew Sessions”, najlepiej w wersji amerykańskiej – 4 płyty CD w serii z metalowym grzbietem. To całość muzyki z sesji zorganizowanych w celu nagrania Bitches Brew. Według archiwów wytwórni, fragmenty tych sesji wykorzystano również między innymi na „Live/Evil”, „Big Fun” i promocyjnych singlach (takie się wtedy ukazywały…). Jest też wiele muzyki wcześniej niepublikowanej, równie dobrej jak ta na „Bitches Brew”.

Przygotujcie się na ścianę dźwięków. Znajdzcie w niej sens. To album wybitny, chcecie, tego, czy nie…

Miles Davis
Bitches Brew
Format: 2CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: SRCS 9118-9

Brak komentarzy: